Słysząc i czytając o “sezonie deskorolkowym” – a to, że się zaczyna, a to, że idzie zima, więc czas go już zakończyć – można odnieść wrażenie, że w Polsce nie ma potrzeby na zadaszone skateparki.
Wielu organizatorów imprez deskorolkowych posługuje się rolniczym pojęciem “sezon deskorolkowy”, który póżniej jest bardzo łatwo przejmowany przez dziennikarzy i osoby, które niestety o deskorolce wiedzą niewiele. Mniemanie, że lato to sezon deskorolkowy, a zima to snowboardowy, jest powszechnie panującym przekonaniem prawie wszystkich ludzi. Co inteligentniejsi, tłumaczą sobie na dodatek słowo “snow” na “śnieg”, dzięki czemu jeszcze bardziej utwierdzają się w swoim błędnym pojęciu sezonowości deskorolki.
Do tego dochodzi fragmentaryczna logika kojarzenia “deski śnieżnej” – czyli snowboardu – ze śniegiem, a “deski nie-śnieżnej” z brakiem śniegu, czyli latem. Więc sezon.
Konsekwencją tego jest kompletny braku zrozumienia dla faktu, że polska deskorolka potrzebuje zadaszonych skateparków w identyczny sposób, jak każdy człowiek dachu nad głową. Co z tego, że jest zima? Są też kryte pływalnie, i jakoś w zimie też jest tam mnóstwo ludzi.
Każdy kto prowadzi jeden z niewielu zadaszonych skateparków w Polsce, wie jak trudno jest przekonać sponsorów lub samorząd do jakiegokolwiek wsparcia funkcjonowania parku. Dlaczego? No bo przecież “zima to nie sezon deskorolkowy” – przecież była taka impreza:
i taka:
i taka:
i cała masa innych.
Dlatego, jak co roku, w Świdniku w połowie wiosny zakończy się sezon deskorolkowy. Lubelskie rozumie, że na desce jeździ się przez cały rok. I dlatego w Lubelskim mógł powstać 1st Floor.
Jeżeli nam zależy na dobrej infrastrukturze krytych skateparków w Polsce, to nadszedł czas, żeby dobrze się zastanowić nad skutkami ględzenia o sezonach w deskorolce i organizowaniem pod koniec roku kolejnej hamującej rozwój deskorolki imprezy typu: “Zakończenie sezonu deskorolkowego”.
To jest tak poważne, jak brak zadaszonych skateparków. Nie można tego mieć w d*pie.